A potem dojechalismy do takiego domu, gdzie trzeba bylo najpierw poprzestawiać mnóstwo rzeczy, żeby w ogóle sie dotsac gdziekolwiek, więc przejelam dowodzenie i chodziłam po pudełkach nadzorując pracę. W tym domu jeszcze był ogród, o matko jaki duży. To znaczy on jeden duży nie jest, ale nie ma siatki w jednym miejscu, i tym sposobem łaczy sie z dwoma innymi i na takim terenie to już można sie wybiegać. Nie wiem czemu mama tylko sie denerwowała, jak bylam na jego końcu, ale nie protestowałam jak za trzecim razem wzięła mnie na ręce i zaniosła do domu. I jeszcze chodzilismy na dłuuugie spacery poza dom, na górke taką i pola i łąki i kurcze jak tam jest fajnie no! Chyba widać, że jestem szczęśliwa?:):
No i zmiany, do warszawy wróciłam juz sama. Została podjęta decyzja, że Bundy zostaje z babcią na działce, żeby nie musiał tu w Warszawie wchodzic po tych schodach cały czas. Rozmawiałam z nim, był tym zdenerwowany, a mama, jak wyjeżdżała, to bardzo długo płakała, ale podobno juz jest lepiej.
Musze leciec już, zaraz przyjeżdża tata i jesdziemy do lekarza, bo jakis kleszcz sie do mnie przyczepił i trzeba się go pozbyć:)
Całuje Was mocno:)
Luśka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz